Korzenna Wyspa - czyli w krainie gałki muszkatołowej, goździków i cynamonu
artykuł czytany
13419
razy
Wyspę najlepiej zwiedzać mini-busami, zwanymi tutaj "duf-duf" ("doof doof bus"). Są one wyposażone w audio system specjalnie zaprojektowany dla rodzaju muzyki "ragga" (elektroniczna forma "reggae"), która jest głośno w nich puszczana. Mini-busy "duf-duf" kursują po całej wyspie. Jeżeli ktoś chce wysiąść, daje znak kierowcy mocno pukając w dach. Główny dworzec dla mini-busów, o nazwie Esplanade, znajduje się w stolicy Grenady - w St. George's. Stąd odjeżdżają mini-busy do każdej części wyspy. W niedzielę "duf-dufy" nie jeżdżą wcale. Również większość sklepów zamknięta jest w niedzielę a stolica St. George's zdaje się wówczas zasypiać w popołudniowej drzemce. Na Grenadzie można wypożyczyć auto ze znanych firm takich jak Budget, Dollar czy Avis. Oprócz ważnego międzynarodowego prawa jazdy należy posiadać specjalny dokument tymczasowy umożliwiający prowadzenie samochodu po Grenadzie. Należy również pamiętać, że obowiązuje tam ruch lewostronny.
Na Grenadzie spędziłyśmy prawie trzy tygodnie. Czas szybko minął i żal było opuszczać miejsce, w którym można poczuć smak filozofii "idź wolno, mów spokojnie", a która to filozofia jest tak bardzo odmienna od filozofii "wyścigu szczurów". Jedyne linie lotnicze, jakie obsługują połączenia między Europą a Grenadą to British Airways i BWIA. Samolot British Airways na trasie Londyn - Grenada lata dwa razy w tygodniu, więc jeżeli - tak jak my - nie zabierzesz się na samolot, to czekają Cię dodatkowe dni wakacji. W naszym przypadku były to cztery cudowne dodatkowe dni wakacji a co więcej dzięki uprzejmości British Airways wracałyśmy do Londynu w klasie biznes. Odlatując w nocy z lotniska Point Salines widziałyśmy tylko nielicznie światła na Grenadzie. Wyspa kładła się już spać. My również. Wakacje zawsze są jak sen. Jak się obudzimy, będziemy zbliżać się do Londynu a stamtąd już blisko do Warszawy, do pracy, do "wyścigu szczurów". Mam nadzieję, że chociaż niewielka część tego karaibskiego "luzu", tej inności i spokoju w nas pozostanie. Przynajmniej do następnej podróży.
Przeczytaj podobne artykuły